jestem nawet gdy mnie nie ma
Mam 45 lat i jestem samotna , bardzo samotna. Nie kazdy rozumie slowo samotna, ale slowo moze mic wiele znaczen.
Mam meza, mam dwie corki, psa, prace ktora lubie. Ale jestem samotna. Samotnosc mnie zabija od srodka.
Czuje sie slaba, nie potrafie juz dluzej udawac ze jest wszystko OK.
Cofajac sie do dziecinstwa.
Wychowalam sie na wsi, gdzie dorastalam. Moi rodzice to gospodarze, prowadzili gospodarstwo rolne.
Gdy bylam dzieckiem, nie brakowalo kasy. Powodzilo sie rolnikom, a napewno moim rodzicom. Ale nie bylo tak pieknie jakby sie wydawalo.
Moja mama nigdy nie narzekala, czesto plakala. Ojciec pil duzo, i ja bil, zaniedbywal wszystko. Ona musiala o wszystko dbac, o nas. Mam siostre o rok starsza. coreczka tatusia, ale okazalo sie ze mamusi tez. ona mogla miec wszystko ja nic.
Pamietam jak ojciec pil i bil mame. awanturowal sie, rozwalal wszyskie meble. Mama w nocy uciekala z domu zeby sie uchronic przed swoim oprawca " swoim ukochanym", zabierala nas male dziwczynki, owijala w koc i i gdzies na strychu lub w piwnicy ukrywala nas i kazala nam cichutko siedziec az wroci po nas. Pozniej wracala i nas zabierala do obcych domow, tam gdzie moglysmy byc bezpieczne, tam gdzie nas ktos obcy obronil przed ojcem, przed mezem.
Balam sie ojca i go bardzo nie nawidzilam, za to ze tak bylo, za to ze tak traktowal nas, nasza mame.
Pamietam jak babcia ktora z nami mieszkala, czesto gdy on byl pijany i chcial nas bic, owijala nas w pierzyne, a on bil i nie patrzyl co. Nie raz ona oberwala chroniac nas.
Pamietam jak przychodzilam ze szkoly a dom byl otwarty, meble garnki porozwalane po mieszkaniu, posprztalam z siostra. Juz wiedzialysmy ze ojciec byl pijany.
Przyszla mama, nasz obronca - pobita, oczy popodbijane. Zadbala o nas, nakarmila, dbala o gospodarstwo, swinki, krowki, pieski, kaczki, kurki. ale nigdy nie miala juz sily dbac o siebie.
Ojciec bardzo mnie nie znosil i na kazdym kroku dawal mi o tym znac. Mowil: "nic ci sie nie nalezy" ! "jak chodzisz" jak patrzysz!" " co sie glupio smiejesz" " jak ty otwierasz te drzwi" " jak sie odzywasz!" i tego nie bylo konca. Siostra byla ta lepsza, wszystko dla niej, a ja od macochy...
Chcialam sie zabic bo juz nie moglam tego zniesc, ten bol wewnetrzy, czulam sie niechciana, bez wartosci, nie potrzbna nikomu. I Nawt tego nie potrafilam porzadnie zrobic.
Do szkoly chodzilam ale balam sie ludzi, balam sie wszystkiego, balam sie odzywac. Jak mialam juz cos powiedziec to mialam pustke w glowie ze nie wiedzialam co powiedziec, strach mnie paralizowal. W przedszkolu sie zesiusialam bo balam sie spytac czy moge isc do toalty.
Ja nic nie moglam, nie wolno mi bylo nic, zadnych chlopakow, nigdzie chodzic, nic nie dostawalam, zadnyh ciuchow. Siostra miala wszystko, mogla wszystko. To jak historia o kopciuszku.
Ojciec nas bil i bardzo sie go balam. Jak mialam 6 lat, mama musiala jechac na noc w kolejke zeby kupic produkty potrzebne w rolnictwie i zostawila nas z ojcem, tak sie go balam ze sie zesiusialam w lozko. Dal mi kare: przyniosl garsc pszenicy i rozsypal w kacie, kazal mi kleczec na tym z podniesionymi rekami. Nie raz stalysmy w kacie z podniesionymi rekami, bo ktos cos zlego zrobil a nas karal za innych.
Tak strasznie chcialam uciec z tego domu, skonczylam szkole liceum ale nawet matury nie mam, bo balam sie podejsc do egzaminu. W sumie nie moglam, wychowawczyni uczyla nas polskiego nie dopuscila mnie do matury. Bylam pokrzywdzona przez nauczycieli. Uwielbialam matme, mialam same piatki , piatki bo szotki nie moglam otrzymac. Gdy dostalam swiadectwo koncowe z matmy dostalam mierna, to strasznie poczulam sie skrzywdzona, przeciez ja umialam mateme, mialam same piatki, skad ta mierna? Nikogo to nie interesowalo. Mimo wszystko moglam isc dalej, nawet chcialam, tylko potrzebowalam na czesne, nie bylo mnie stac, ani rodzice ani babcia ani nikt nie chial mi zasponsorowac. Zostalam w domu- wtedy moglam dostac zasilek dla bezrobotnych, i oczywiscie skrzystalam z tego. Pracy nie mialam, sprawialam napewno wrazenie dziwnej dziewczyny. A ja poprostu bylam skrzywdzona ktra musiala walczyc o przetrwanie.
Poznalam chlopca ktorego bardzo pokochalam. Byl z bardzo biednej rodziny, ale mi to nie przeszkadzalo. kochalam go.
Niestey okazal sie psychopata, od poczatku, mimo to tak bardzo go kochalam ze nie myslalam o zerwaniu, o odejsciu. Tlumaczylam sobie ze mial tez trudne dziecinstwo, musialo byc mu ciezko. Tak mijaly lata, pierwsza ciaza nie udana, nie mialam wsparcia od niego. Druga ciaza ok, na swiat przyszla jego wymarzona coreczka. To byla milosc od pierwszego wejrzenia. Mieli taka wiez ze soba, maja do teraz, tylko ze on tego nie docenia.
Pozniej przyszla na swiat druga coreczka, nie dokonca chciana przez niego. Sygnaly byly z kazdej strony ze ona juz nie powinna sie urodzic. Jego rodzenstwo tez bylo przeciwne, nawet chcieli zeby sie nie urodzila. Lezalam na podtrzymaniu niestety. ale udalo sie , cala i zdrowa przyszla na swiat.
Moje dwie wspaniala coreczki. bardzo je kocham.
Moj maz ich ojciec wyroznial jedna, pierworodna. Ona dla niego byla swieta. Dziewczynki dorastaly w domu pelnego milosci ale tez klotni, awantur i ciagle zlego tatusia. On potrafil rwac ciuchy na sobie przy dziwczynkach tylko dlatego ze powiedzialam cos co jemu sie niespodbalo. Musialam uwazac na to co mowie zeby go nie zdenerwowac. Te ciagle klotnie, placz, nigdy wczesniej nie pomyslam co przezywaly moje male coreczki. Myslalam zakmniete w pokoju, ale przeciez slyszaly ....
Nie raz myslalam zeby sie zabic, nie widzialam juz przyszlosci , nie dawalam rady, ale zabijajac siebie musisalbym zabic je. Tatus by je tylko krzywdzil. Zawsze sobie mowilam ze musze zyc dla nich, musze byc zdrowa zeby miec sily dla nich, zeby je chronic przed ojcem i przed zlym swiatem, zlymi ludzmi.
Gdy mlodsza coreczka miala 12 lat strcila wzrok, starsza miala 15 lat. Starsza nienawidzila mnie wtedy,Tzn. tak okazywala swoja milosc, byla bardzo wulgarna do mnie , podla okrutna, nie raz prosilam meza zeby zaczal starsza upominac, ona nie moze mnie tak traktowac, ale on wrzeszczal na mnie" odczep sie od niej" nie moglam jej kazac sprzatnac domu, umyc naczyn czy co kolwiek bo on robil mi awanture z tego powodu. I mial pretensje do mnie ze on jest miedzy nami , miedzy mna a strsza, chcial byc tym lepszym rodzicem, tylko nigdy nie pomysla ze krzywdzi starsza i krzywdzi mlodsza.
Gdy mlodsza stracila wzrok , dla mnie swiat sie zatrzymal. Bylam bezradna, zdesperowana i zal mi bylo dziecka mojego, tej malej dziwczynki. Bylam samotna pan M - moj maz byl jak zawsze przeciwko mnie.
Dzis patrze na to inaczej, spokojniej i z zalem do meza.
Wtedy niebylo go mnie przy mnie, on walczyl ze mna, prowadzil glupia rywalizacje. Nie dbal o mlodsza, nie interesowal sie jej zdrowiem, nic go nie obchodzilo. Dwa lata walki o jej wzrok,ten czas byl okrotny dla mnie, teraz ona widzi, nie tak jak wtedy ale widzi. Niestety po dwoch latach walki o wzrok, dziecko bylo w tym trudnym wieku, i przyszla depresja, samookaleczenia, mysli samobojcze, i proba.
Swiat zawalil mi sie pod nogami. serce moje krwawilo i bylam z tym wszystkim sama. Samotnosc byla okrotna. Nie mialam wsparcia w nikim.
Bylam taka samotna, nie mialam nikogo. Starsza corka stala sie moim powiernikiem. Obciazylam ja swoim problemem, teraz zbieram tego zniwo, ale czasu nie cofne.
Dwa lata walki z depresja corki, terapie, jej i moja, daly efekty. Teraz cieszymy sie zyciem, nowym zyciem, innym zyciem. Ale zycie zmienilo sie tylko dla nas, dla mnie i mlodszej. Pan M nie chial sie zmienic, dla niego jest tak samo. Nigdy juz nie bedzie tak samo.
Zyjemy pod jednym dachem, ale malzenstwo umarlo, nie ma uczucia, nie ma nic. Dla niego jest normalnie a mi brakuje drugiej polowki. Nie jego, nie kocham go. Chce miec kogos, kto zrozumie, kto pokocha i bedzie ze mna. Bedzie kims kogo moge przytulic, powiedziec co czuje a on mnie wyslucha, wesprze a ja to odwzajemnie.
Tak bardzo ptrzebuje tej drugiej osoby.
Teraz jestem inna osoba, silna ale nie tak silan zeby nie cierpiec z samotnosci. Cierpie bardzo.
Nie mam przyjaciol, lapie sie kazdego kto chce ze mna sie przyjaznic. Jestem inna, jestem wrazliwa, jestem szczera i patrze na swiat inaczej. Ludzie nie lubia takich osob.
Uwazaja mnie za dziwna, na pozor wygladam na wredna. Ale tak naprawde jestem czula, ciepla empatyczma osoba.
Moze na to moj plasz ochronny przed zlem? Zycie mnie doswiadczylo, nie ufam ludziom.
Chcialabym byc szczesliwa i nie czuc juz tej cholernej samotnosci.